Rąbnęło coś, krótko przed północą dziewiątego października 2016 roku. Huk był ogromny, oderwała się od świata sztuki góra lodowa. Płynie, nawet nie kołysząc się, płynie. Lśniąca w promieniach białoczerwonego słońca, pofalowana, jak rozwinięta taśma filmowa z wyraźnym napisem Andrzej Wajda. Nagle jakiś leciutki cień zakłócił światło, spojrzenie w górę uspokoiło mnie, to orzeł majestatycznie leciał oddając cześć wielkiemu Polakowi. Dokąd fala ją niesie, czy to Ziemia obiecana? Dokąd Panie Andrzeju?
Marek Jackowski